Pełen gagów i radosnej głupoty spektakl choreograficzny, inspirowany klasycznym baletem romantycznym „Giselle”, który odkrył najniebezpieczniejsze, najdziwaczniejsze figury choreograficzne, postawił tancerki na czubkach palców i nakazał im latać.
Balet to świat, w którym zaprzecza się ograniczeniom ciała, ujarzmia grawitację. Możliwość lotu ma jednak cenę – lata wycieńczającego treningu. „Giselle, tańcz!” to teatr choreograficzny, a równolegle komedia i dokument. Spektakl łączy język teatru tańca z opowieścią – o pięknie celów, ale i kosztach, jakie trzeba ponieść, by te cele zrealizować. Równolegle: „Giselle, tańcz!” chce być esejem o przepracowaniu, o kulturze pracy ponad siły, o życiu w pośpiechu.
Na castingu do fikcyjnej premiery „Giselle” spotyka się pięć aspirujących tancerek. Wśród nich: castingowa weteranka; słynny maniakalno-depresyjny choreograf; niespełniony baletmistrz w funkcji technicznego; jego nemesis – koślawy emocjonalnie Pierwszy Tancerz oraz nauczycielka muzyki, rytmu i śpiewu – w nieporadnym zastępstwie za kogoś, kto nie przyszedł i chyba nigdy już nie przyjdzie.
Balet stanowi pretekst do opowieści o przepracowaniu, czyli tym, co dotyczy większości z nas. W świecie tańca łamie się prawa grawitacji i ograniczenia ciała. W codziennym świecie cele pracy definiujemy bardziej przyziemnie, lecz również rzadko potrafimy powiedzieć sobie „dość”. Polacy są jednym z dwóch (wraz z Grekami) najbardziej przepracowanych społeczeństw Europy, a dyskusja o higienie pracy nadal nie przebija się do powszechnej świadomości. Twórcy pragną, by spektakl działał jako feeryczna opowieść o tańcu i równolegle – esej o pracy ponad siły.
Reżyserka – łącząc ruch i dramat – opowiada własną, osobistą historię. W centrum znajduje się ciało niesłuchane i przeoczone.
Taniec interesował mnie od zawsze, teatr przyszedł do mnie później. Z Anną Obszańską rozmawia Przemysław Gulda
O tym, dlaczego zdecydowała się odświeżyć właśnie „Giselle”, jak bardzo wyczerpujący i niszczący jest intensywny trening baletowy, a także o poszerzaniu granic tradycyjnego teatru – z Anną Obszańską rozmawia Przemysław Gulda.
Fot. Piotr Nykowski